Aby umilić sobie czytanie
Podejrzewam, że członkowie grupy Muchy darzą się przyjaźnią. Jak wyglądają Wasze relacje?
-To jest klasyczny przykład tego, jak marzenia i pasja zamieniają się w rzeczywistość i przede wszystkim w codzienność. Zaczęło się na studiach, tak jak w większości przypadków. W tej chwili życie nas porozsiewało po całej Polsce. I każdy koncert to jest zjazd. Mamy jedno miejsce, gdzie odbywają się próby. A przyjaźnimy się niezmiennie, nawet z byłymi członkami zespołu. Nie chciałbym mówić, że sobie nie wyobrażam nie przyjaźnić się w zespole. Ale nie chciałbym nigdy takiej opcji sprawdzać.
Kłócicie się?
-Codziennie.
I przekłada się to na muzykę?
-Kłótnie bywają i twórcze, i zabójcze. Każdy ma swoją mocną
osobowość . Kłócimy się o bzdury w życiu codziennym. I kłócimy się na próbach,
co ma twórcze skutki.
Zespół to już chyba związek na całe życie?
-Trochę tak jest. Podliczając czas, jaki razem spędzamy w
ciągu roku, wychodzi połowa.
A gdyby doszło do jakieś kłótni wśród członków i jeden z was by
odszedł, zabolałoby Cię to?
-No pewnie. Były już takie sytuacje. Ale chyba kłótnie to
warunek bezwzględny do tego, aby nasza praca była twórcza. Gdyby wszystko było
dobrze, to po prostu byśmy się sobą nudzili. A z drugiej strony mamy po 30 lat
i umiemy już rozmawiać i rozwiązywać konflikty.
Zakładacie, że będziecie
grać ze sobą już całe życie, czy uważacie, że to tylko studencka zabawa, która kiedyś
się skończy?
-Ja już w liceum grałem w zespole. Potem początek Much na
studiach. Kłótnie są, a jednak tak jak w normalnym związku jest między nami ta
relacja emocjonalna, która nas trzyma.
Jak się zaczyna u Was tworzenie? Co jest pierwszym elementem?
-Na pewno jesteśmy zespołem, w którym jest klarowny podział
obowiązków. Ktoś tworzy tekst, ktoś go aranżuje, ktoś przynosi swoje pomysły,
ktoś inny to wszystko na koniec poprawia. Jesteśmy typowym przykładem
demokracji rock and roll’owej.
Graliście już na jednej scenie z wieloma zespołami. Jaki Ci utkwił
najbardziej w pamięci?
-Dawno temu występ poprzedzający grupę Editors. Na pewno pierwsza trasa z zespołem
HEY. Rok 2007 - ogromne przeżycie. Właśnie wtedy ze świata grających
studenciaków wchodziliśmy do świata, śmiesznie brzmiącej w naszym kraju, ale
profesjonalnej kariery. To są naprawdę wspaniałe wspomnienia. Występy na
festiwalach, na Open’erze, czy poprzedzając na przykład koncert Interpol. Ale
jest jedna rzecz, która najbardziej utkwiła mi w pamięci. Rozpiska prób i
koncertów, która wisiała na scenie podczas wspomnianego Open’era. Było tam: Editors, The Raconteurs, Róisín Murphy i my- Muchy. To
wisiało na jednej kartce i to było takie napawające dumą.
Zaczepiają Cię ludzie na ulicy?
-Zdarza się. To nie jest nachalne. Nie jesteśmy tak zwanymi
celebrytami, jesteśmy jak najdalej od tego. Więc nigdy nie padliśmy ofiarą
telewizyjnej popularności. Ale to jest bardzo miłe, gdy spotykam się z taką
sympatią.
Gdzie byście chcieli dojść z tą muzyką?
-Wszystko, co robimy, jest po to, by się rozwijać. To jest
główny cel. Cała ta nasza kariera to jest stres i przyjemność jednocześnie. Gdy
przełamiesz w sobie tą barierę, że czujesz się takim malutkim chłopczykiem na
tej scenie. Przyznam się, że kiedyś ciągle myślałem co robię, nie mogłem złapać
kontaktu z publicznością, czułem się spięty. Ale kiedy właśnie przełamałem tę
barierę, stało się to wszystko przyjemnością. Ale i tak stres jest.
A kiedy poczułeś się artystą? Czy w ogóle się nim czujesz?
-Tak siebie nazwać mogę tylko komuś na złość. Nazywanie się
tak jest w pewien sposób samobójstwem.
Plany na najbliższą przyszłość?
-Jesteśmy u progu wydania singla. W następnym roku 10lecie
zespołu. No i mam nadzieję czwarta płyta.
Już zaczęła się praca do niej. Szkice piosenek są daleko posunięte.
A solo? Czy tylko Muchy?
- Mam w planach wydać swoją płytę pod innym szyldem i z
zupełnie inną muzyką. Z muzyką, która mi towarzyszy w innej sferze. Nigdy się
nie ograniczałem, nie nazywałem siebie jakoś. Gram muzykę, która sprawia, że
szybciej bije mi serce. Z prostych przyczyn nie da się na jednej płycie zespołu
zrealizować różnych rejonów muzycznych. To by było nieczytelne. A percepcja
ludzi to jest podstawa tworzenia dobrej muzyki.