21 listopada 2013

Michał Wiraszko- Muchy

14 listopada 2013 w klubie Lizard King wystąpiła grupa Muchy. Zespół składający się z młodych muzyków, za to z prawie 10letnim   stażem. Mimo popularności sami muzycy nie czują się gwiazdami. Michał Wiraszko, wokalista i założyciel grupy, opowiedział o rzeczach, o których nie przeczytacie na ich stronie.

Aby umilić sobie czytanie- posłuchaj!


Podejrzewam, że członkowie grupy Muchy darzą się przyjaźnią. Jak wyglądają Wasze relacje?
-To jest klasyczny przykład tego, jak marzenia i pasja zamieniają się w rzeczywistość i przede wszystkim w codzienność. Zaczęło się na studiach, tak jak w większości przypadków. W tej chwili życie nas porozsiewało po całej Polsce. I każdy koncert to jest zjazd. Mamy   jedno miejsce, gdzie odbywają się próby. A przyjaźnimy się niezmiennie, nawet z byłymi członkami zespołu. Nie chciałbym mówić, że sobie nie wyobrażam nie przyjaźnić się w zespole. Ale nie chciałbym nigdy takiej opcji sprawdzać.

Kłócicie się?
-Codziennie.

I przekłada się to na muzykę?
-Kłótnie bywają i twórcze, i zabójcze. Każdy ma swoją mocną osobowość . Kłócimy się o bzdury w życiu codziennym. I kłócimy się na próbach, co ma twórcze skutki.

Zespół to już chyba związek na całe życie?
-Trochę tak jest. Podliczając czas, jaki razem spędzamy w ciągu roku, wychodzi połowa.

A gdyby doszło do jakieś kłótni wśród członków i jeden z was by odszedł, zabolałoby Cię to?
-No pewnie. Były już takie sytuacje. Ale chyba kłótnie to warunek bezwzględny do tego, aby nasza praca była twórcza. Gdyby wszystko było dobrze, to po prostu byśmy się sobą nudzili. A z drugiej strony mamy po 30 lat i umiemy już rozmawiać i rozwiązywać konflikty.

Zakładacie, że będziecie grać ze sobą już całe życie, czy uważacie, że to tylko studencka zabawa, która kiedyś się skończy?

-Ja już w liceum grałem w zespole. Potem początek Much na studiach. Kłótnie są, a jednak tak jak w normalnym związku jest między nami ta relacja emocjonalna, która nas trzyma.

Jak się zaczyna u Was tworzenie? Co jest pierwszym elementem?
-Na pewno jesteśmy zespołem, w którym jest klarowny podział obowiązków. Ktoś tworzy tekst, ktoś go aranżuje, ktoś przynosi swoje pomysły, ktoś inny to wszystko na koniec poprawia. Jesteśmy typowym przykładem demokracji rock and roll’owej.

Graliście już na jednej scenie z wieloma zespołami. Jaki Ci utkwił najbardziej w pamięci?
-Dawno temu występ poprzedzający grupę  Editors. Na pewno pierwsza trasa z zespołem HEY. Rok 2007 - ogromne przeżycie. Właśnie wtedy ze świata grających studenciaków wchodziliśmy do świata, śmiesznie brzmiącej w naszym kraju, ale profesjonalnej kariery. To są naprawdę wspaniałe wspomnienia. Występy na festiwalach, na Open’erze, czy poprzedzając na przykład koncert Interpol. Ale jest jedna rzecz, która najbardziej utkwiła mi w pamięci. Rozpiska prób i koncertów, która wisiała na scenie podczas wspomnianego  Open’era. Było tam: Editors, The Raconteurs, Róisín Murphy i my- Muchy. To wisiało na jednej kartce i to było takie napawające dumą.

Zaczepiają Cię ludzie na ulicy?

-Zdarza się. To nie jest nachalne. Nie jesteśmy tak zwanymi celebrytami, jesteśmy jak najdalej od tego. Więc nigdy nie padliśmy ofiarą telewizyjnej popularności. Ale to jest bardzo miłe, gdy spotykam się z taką sympatią.

Gdzie byście chcieli dojść z tą muzyką?
-Wszystko, co robimy, jest po to, by się rozwijać. To jest główny cel. Cała ta nasza kariera to jest stres i przyjemność jednocześnie. Gdy przełamiesz w sobie tą barierę, że czujesz się takim malutkim chłopczykiem na tej scenie. Przyznam się, że kiedyś ciągle myślałem co robię, nie mogłem złapać kontaktu z publicznością, czułem się spięty. Ale kiedy właśnie przełamałem tę barierę, stało się to wszystko przyjemnością. Ale i tak stres jest.

A kiedy poczułeś się artystą? Czy w ogóle się nim czujesz?
-Tak siebie nazwać mogę tylko komuś na złość. Nazywanie się tak jest w pewien sposób samobójstwem.

Plany na najbliższą przyszłość?
-Jesteśmy u progu wydania singla. W następnym roku 10lecie zespołu. No i mam nadzieję czwarta płyta.  Już zaczęła się praca do niej. Szkice piosenek są daleko posunięte.

A solo? Czy tylko Muchy?
- Mam w planach wydać swoją płytę pod innym szyldem i z zupełnie inną muzyką. Z muzyką, która mi towarzyszy w innej sferze. Nigdy się nie ograniczałem, nie nazywałem siebie jakoś. Gram muzykę, która sprawia, że szybciej bije mi serce. Z prostych przyczyn nie da się na jednej płycie zespołu zrealizować różnych rejonów muzycznych. To by było nieczytelne. A percepcja ludzi to jest podstawa tworzenia dobrej muzyki.








 
 
.