Osoba, którą powinien znać każdy rodzic oraz każdy maluch. Pisarka i ilustratorka książek dla dzieci, twórca tomików dla dorosłych. Poza tym, muzyk, malarka, artystka. Interesuje się sztuką, językami, podróżami. Żyje w ciągłym biegu i nigdy nie chciałaby sie zatrzymać.
Od czego zaczęła się pani przygoda
ze sztuką?
-Najpierw skończyłam na uniwersytecie
wychowanie muzyczne. Pomyślałam, że to dla mnie za mało i zapragnęłam śpiewać.
Dostałam się do musicalu brodwayowskiego. Razem z moim obecnym mężem
występowaliśmy w „ Upiorze w Operze”.
Wtedy byłam przekonana, że w życiu będę miała do czynienia tylko z
muzyką. Ale życie to zweryfikowało. Zaczęłam pisać doktorat, wykładałam na
szczecińskim uniwersytecie. I co się okazało? Założyłam rodzinę, urodziłam
dzieci i nie mogłam tego wszystkiego pogodzić. Musiałam znaleźć wyjście z tej
sytuacji. Początkowo uczyłam języków obcych. Ale pomyślałam, że skoro spędzam
czas w domu, to mogę go jakoś zagospodarować, a jednocześnie być związana ze
sztuką. Zaczęłam rysować i pisać książki dla dzieci. Kiedy byłam w Niemczech,
chodziłam na kurs portugalskiego i jednocześnie uczyłam się malarstwa. Nigdy
nie przypuszczałam, że będę w ten sposób zarabiać na życie.
To było przymusowe?
-Nie. Moja mama, która mieszka na
Podgórzu, jest malarką. Zawsze ją podpatrywałam, wykonywałam jakieś szkice. Jej
wystawa inaugurowała rok akademicki w Wyższej Szkole Hebrajskiej. Jestem bardzo
związana z Lewobrzeżem, mimo osiedlenia się na Bydgoskim Przedmieściu. Co
niedziele jeżdżę tu na msze. Do fryzjera chodzę tylko tutaj.
Czyli to nie była ucieczka z Lewobrzeża?
-Wręcz przeciwnie! Długo szukałam
mieszkania po tej stronie Wisły, lecz niestety nie udało się. Lubię miejsca oswojone. Dla
mnie Podgórze to dom rodzinny. Jako młoda osoba uwielbiałam biegać ze swoim
bratem po drodze, gdzie teraz jest obwodnica do Bydgoszczy. Na Zamku Dybowskim
uczyłam się gry na gitarze lub rozkładałam nuty i uczyłam się dyrygowania. W
miejscu, gdzie później wyrosły bloki,
rozkładałam koc i opalałam się. Pamiętam,
że Dom Muz nazywał się Dom Kultury. Wiele się tu zmieniło. Ale i tak bardzo
tęsknię.
Nawiązując do pracy, pisze Pani
wyłącznie dla dzieci?
-Zawsze mówię, że moje książki są
dla osób od 3 do 99 lat. Ale ja bardzo lubię dzieci. I uwielbiam spotkania
autorskie. Mimo, że mam wiele zajęć, muszę pogodzić wiele czynności i to te
spotkania sprawiają mi przyjemność. Ale rzeczywiście żyję w biegu. Dzieci,
praca, dom… W zupełności zgadzam się z twierdzeniem, że najcięższą pracą jest
bycie matką. Poza tym już nie mam dwudziestu lat. Kiedyś po południu biegałam
dziesięć kilometrów. Teraz potrzebuję odpoczynku. Słowo „mamo” słyszę milion
razy dziennie. Oprócz życia artystycznego obciążają mnie czynności domowe. Ale
ja to lubię. Ja po prostu lubię żyć. Cieszę się z drobiazgów. Póki jesteśmy
zdrowi, mamy co jeść, oddychamy, musimy brać byka za rogi i robić swoje.
Czuje się Pani artystką?
-Bardziej twórcą. Kiedyś pewien
nauczyciel mi powiedział, że mam ogromną wiedzę, ale brak talentu. Teraz już
wiem, że rysunek dziecka nie polega na tym, że słońce jest żółte, a niebo
niebieskie. Świat ma wiele odcieni. Ale wtedy się zniechęciłam. A do tego, o
czym marzymy, trzeba dążyć małymi krokami. Kiedyś chciałam pisać książki.
Aktualnie to marzenie realizuję. Planując swoje książki nawet nie wiedziałam,
jak one będą wyglądać. Staram się tworzyć je tak, aby dzieci naprawdę chciały
je kolorować. Dzieciom zabiera się samodzielność, kreatywność. Ja daję im
możliwość tworzenia własnych rysunków. Niedawno, podczas autorskiego spotkania,
lepiliśmy żółwie. Dopiero co rozdałam plastelinę, a połowa dzieci mówiła, że
nie potrafi. Byłam w szoku.
Wyobraża sobie Pani robić coś
innego?
-Właśnie nie. Ale bardzo chciałabym
zrealizować zaplanowane podróże. Kiedyś
dużo jeździłam po świecie. Mój przyjaciel, który mieszka na Wyspach Zielonego Przylądka,
czeka na mnie. W Brazylii inni przyjaciele. Nie widziałam ich wszystkich wiele
lat. Ale jestem szczęśliwa. Jestem wolna, kompletna.
Nie czeka Pani na moment, w
którym Pani odpocznie?
-Nie, nie potrzebuję tego. Żyję w
tempie, które w sumie lubię. Mam poczucie przemijania i chciałabym zdążyć
zrobić wszystko, czego pragnę. Nie mogę się zatrzymywać.
W styczniu dwa zaległe wywiady- Sorry Boys oraz Katarzyna Groniec. Jeszcze pod koniec 2013 roku rozmowa z Lilly Hates Roses, która pojawi się zaraz po Sylwestrze.
Wesołych świąt!